Według analityków serwisu Cable.co.uk, którzy przez 6 ostatnich miesięcy analizowali ceny prądu 230 krajów świata, Polska ma najniższe ceny energii w Unii Europejskiej - i to pomimo obciążenia naszej energetyki najsroższymi podatkami ekologicznymi. Ponieważ w polskich szkołach nie uczy się nawet podstaw ekonomii, więc krzyczą niektórzy: To zupełnie nieistotne, że mamy ceny energii niższe niż w Niemczech, porównajcie sobie nasze zarobki! Po pierwsze po uwzględnieniu standardu siły nabywczej, Polska ma nadal niższe ceny energii niż Niemcy. Po drugie, nie tylko dla samej gospodarki, ale i dla mieszkańców zdecydowanie najważniejsze są bezwzględne ceny energii, bo to właśnie one decydują o cenach towarów na wspólnym unijnym rynku. Energię w cenach towarów odczuwamy znacznie dotkliwiej aniżeli w rachunkach za prąd. Polak zarabia kilkakrotnie mniej niż Niemiec, ale za chleb czy masło płaci tyle samo, co Niemiec - a to dlatego, że żyjemy na wspólnym rynku, więc większość towarów sprzedają ci, którzy są w stanie je najtaniej produkować. Kraj, który ma tanią energię może się najszybciej rozwijać na wspólnym rynku. Wbrew niektórym wierzeniom jedynym sposobem wyrównania poziomu płac między Polską a Zachodem są nie ustawowe "podwyżki", lecz reindustrializacja oparta na taniej energii. Polska stoi obecnie przed wielkim wyzwaniem: albo rozwiniemy proces reindustrializacji, dzięki któremu staniemy się normalnym krajem rozwiniętego Zachodu albo pójdziemy drogą rewolucji klimatycznej zwanej jako Fit for 55, która dla Polski oznacza pogrom gospodarki, wskutek którego na kolejne dwa pokolenia pozostaniemy krajem biednym i peryferyjnym.