Trybuny w Rydze zamarły, kiedy Bartosz Zmarzlik i Mikkel Michelsen szczepili się motocyklami, stracili nad nimi kontrolę i z całym impetem uderzyli w bandę. To już piąty poważny wypadek Polaka w tym sezonie. Tym razem miał furę szczęścia, bo choć doznał urazu stopy i barku, to mógł jechać dalej. Wygrał, co nie zmienia faktu, że płaci w tym roku wysoką cenę za kolejne zwycięstwa. – Skończyła się era dominacji jednego silnika, który ma Bartek. Inni też są szybcy i nie zamierzają oddać złota za darmo – mówi nam Jacek Frątczak, żużlowy menadżer...