Mecze Magdy Linette i Magdaleny Fręch w 1. rundzie Wimbledonu były tak podobne pod każdym względem, że ich opisy różnią się właściwie głównie detalami. U obu na trybunach brakowało miejsc dla kibiców, którzy kłębili się i zerkali spoza kortu. U obu większość widzów przyszła dla wyżej notowanych rywalek i wyszła zadowolona, ale w pakiecie dostała też walczące polskie tenisistki. A te schodziły z kortu i wracały.