PlusLiga ani myśli przestać zaskakiwać. O ile zwycięstwa PGE Skry Bełchatów czy Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle nie były niczym niezwykłym, to pozostałe wyniki spotkań mogą być uważane za dość zaskakujące. Do takich należy chociażby triumf 3:0 Visły Bydgoszcz nad Ślepskiem Suwałki czy Trefla Gdansk nad Vervą Warszawa. Zmienił się więc lider tabeli PlusLigi, którym zostali gracze ZAKSY, a PGE Skra wyprzedziła Jastrzębski Węgiel w ligowym zestawieniu.
Co prawda w pierwszym meczu 23. kolejki do niespodzianki nie doszło, ale kibice mogli oglądać momentami wyrównany pojedynek. PGE Skra Bełchatów podejmowała Cerrad Eneę Czarnych Radom i to gospodarze prowadzili już 2:1, ale ostatecznie o wyniku spotkania decydował tie-break. W nim wygraną przypieczętowali podopieczni Michała Mieszko Gogola, tym samym przerywając serię porażek. Z bardzo dobrej strony pokazali się skrzydłowi bełchatowskiego zespołu: Milad Ebadipour, Artur Szalpuk oraz Dusan Petković. Gościom z Radomia nie pomogły 22 oczka wywalczone przez Karola Butryna. – Bardzo się cieszę, że na koniec widziałem drużynę, która odzyskała pewność siebie. To jest dla mnie o wiele cenniejsze niż te 2 punkty, aczkolwiek oczywiście każde zwycięstwo jest też istotne – skomentował szkoleniowiec PGE Skry. Jego podopieczni tym samym awansowali w ligowym zestawieniu i wrócili na 3. miejsce, a radomianie są 7. zespołem klasyfikacji.
Również drugi piątkowy mecz rozstrzygnął się w tie-breaku. Wreszcie ze zwycięstwa mogli cieszyć się gracze Asseco Resovii Rzeszów, dla których była to pierwsza wygrana od końca stycznia. Spotkanie z Aluronem Virtu CMC Zawiercie było dość nierówne, ale ostatecznie tie-break padł łupem rzeszowian, co jednak nie poprawiło ich lokaty w tabeli PlusLigi, natomiast mocno skomplikowało graczom Dominika Kwapisiewicza ewentualny awans do fazy play-off. – Spadł mi kamień z serca. Szkoda tylko, że nastąpiło to tak późno. Gdybyśmy zaczęli wygrywać wcześniej, możliwe, że walczylibyśmy o fazę play-off. Ważne jednak, że teraz możemy sprawić trochę radości naszym kibicom, którzy jeżdżą za nami i nas wspierają, mimo że w tym sezonie graliśmy fatalnie – mówił po wygranej rozgrywający ekipy z Podkarpacia, Marcin Komenda.
Do sporej niespodzianki, a może nawet małej sensacji doszło w Bydgoszczy, gdzie pewna już spadku z PlusLigi Visła bez straty seta pokonała cały czas walczący o fazę play-off Ślepsk Malow Suwałki. Premierowa odsłona była wyrównana, gospodarze triumfowali 26:24, a w kolejnych partiach poszli za ciosem. MVP spotkania wybrany został Michal Masny, a najwięcej, bo 21 oczek, wywalczył Michał Filip. – W meczu kluczowa była skuteczność w ataku. To ona decydowała o jakości gry. Przez trzy dni straciliśmy bardzo mocno na jakości. Mecz w Gdańsku był naprawdę niezły, a tym razem brakło nam jednak głowy. Nie mogę tego ująć inaczej, co potwierdził dobry początek meczu, w którym mieliśmy swoje szanse na wygranie pierwszego seta. Oceniając cały mecz, gospodarze zaliczyli dobrą skuteczność w ataku. To był drugi mecz w sezonie, gdzie zabrakło naszej gry, co przełożyło się na wynik – stwierdził po spotkaniu szkoleniowiec ekipy z Suwałk, Andrzej Kowal. Jego zespół nadal jest w czołowej ósemce, ale ma już tylko 3 oczka przewagi nad goniącymi go graczami z Olsztyna.
Cały czas to właśnie Indykpol AZS Olsztyn walczy o fazę play-off. Podopiecznym Daniela Castellaniego nie udało się jednak zapunktować w starciu z faworytem z Kędzierzyna-Koźla, wygrywając jedynie trzecią odsłonę. W pozostałych lepsi byli gracze mistrza Polski i to oni awansowali na fotel liderów tabeli PlusLigi. Liderem ZAKSY był Piotr Łukasik, który wywalczył dla swojej ekipy 17 oczek, 15 dołożył Arpad Baroti. – Niestety nie skończyliśmy tego w trzech setach. Było przecież 18:15 dla nas, czy 16:12, ale potem – tak, jak w większości meczów, rywal postawił wszystko na jedną kartę na zagrywce, ta zagrywka odrzuciła nas od siatki i był problem. To obecnie jedyny sposób na nas i każdy tak próbuje – tłumaczył po spotkaniu szkoleniowiec kędzierzynian, Nikola Grbić.
Jedną z większych niespodzianek był wynik starcia w Gdańsku, gdzie Trefl Gdańsk bez straty seta pokonał Vervę Warszawa. Dwie pierwsze odsłony były wyrównane, ale za każdym razem zwycięsko wychodzili z tego siatkarze Michała Winiarskiego. W trzeciej odsłonie gdańszczanie swobodnie dyktowali warunki na parkiecie, a na przestrzeni całego spotkania niekwestionowanym liderem był Bartosz Filipiak. Atakujący zdobył 22 punkty, do 18 oczek w ofensywie dołożył 3 asy serwisowe oraz blok i został wybrany MVP starcia. Trefl Gdańsk jest więc na 5. miejscu w tabeli i już może szykować się do walki w play-off. – Naszym dużym atutem była olbrzymia motywacja po tym, jak bardzo słabo zagraliśmy poprzednie spotkanie ze Ślepskiem Suwałki. Byliśmy zmotywowani jeszcze bardziej niż zwykle w tym meczu, bo chcieliśmy pokazać, że nie jesteśmy w dołku – mówił rozgrywający gdańskiego zespołu, Marcin Janusz. Porażka warszawian sprawiła, że spadli oni na 2. pozycję.
Drugi niedzielny mecz także zakończył się niespodzianką. Ekipa GKS-u Katowice zgarnęła bowiem komplet punktów, 3:1 pokonując wyżej notowanych graczy Jastrzębskiego Węgla. Gospodarze skutecznie wyłączyli z gry przyjmujących jastrzębskiego zespołu, co sprawiło, że ostoją w ofensywie był jedynie Dawid Konarski. To jednak nie wystarczyło, aby z Katowic wywieźć chociaż punkt. – W pierwszym secie przede wszystkim Kamil Kwasowski bardzo dobrze zagrał w ataku, dobrze zaprezentował się również Jakub Jarosz. Rafał Szymura natomiast trochę się oszczędzał na kolejne sety, ale każdy dołożył do tego zwycięstwa swoją cegiełkę. Sporo dobrego przyniosła także podwójna zmiana z Maciejem Fijałkiem i Wiktorem Musiałem, Adrian Buchowski również pokazał się z dobrej strony. Można powiedzieć, że tradycyjnie zagraliśmy całym zespołem – tłumaczył po wygranej trener GKS-u Katowice, Dariusz Daszkiewicz. Jego zespół jest już jedną nogą w fazie play-off, ale cały czas nie może być jej pewien. Jastrzębski Węgiel spadł natomiast na 4. miejsce w tabeli.
W ostatnim meczu 23. kolejki doszło do podziału punktów. Cuprum Lubin walczył z MKS-em Będzin i niestety pod względem sportowym nie było to piękne widowisko. Oba zespoły nie ustrzegły się błędów własnych. – Nie wiem, co stało się po trzecim secie. Mieliśmy przyduszonych rywali, dobrze serwowaliśmy i graliśmy w bloku, wybieraliśmy dobre opcje i broniliśmy. Nagle od czwartego seta jakby nam wyłączyli prąd – mówił Jakub Bednaruk. Jego podopieczni prowadzili w meczu 2:1, ale ostatecznie przegrali w tie-breaku. W szeregach gospodarzy z bardzo dobrej strony pokazał się Kamil Maruszczyk, który wywalczył 24 oczka, 17 miał na swoim koncie Bartłomiej Lipiński. Tym samym lubinianie zmniejszyli stratę do MKS-u do zaledwie 1 punktu.
Zobacz również:
Wyniki i tabela PlusLigi
Artykuł PlusLiga: Kolejka mniejszych i większych niespodzianek opublikowany na Strefa Siatkówki - Mocny Serwis.