– Czasami warto było dostarczyć piłkę ekipie z Austrii. Szczerze powiedziawszy, nieźle broniliśmy i fajnie graliśmy blokiem. Nie trzeba było zatem ryzykować na 110%, bo dobrze przyjmowali i trudno było posłać asa – powiedział po wygranej z Hypo Tirol Innsbruck 3:0 na start Ligi Mistrzów Mateusz Bieniek, środkowy Aluronu CMC Warty Zawiercie.
Aluron CMC Warta Zawiercie zaliczyła świetny powrót po roku do rozgrywek Ligi Mistrzów. Jurajscy Rycerze wygrali w Arenie Sosnowiec z Hypo Tirol Innsbruck 3:0. Wielu ekspertów, a także spora część społeczności spodziewała się takiego obrotu spraw jeszcze przed spotkaniem. Również i sami siatkarze Warty zrealizowali swój założony plan. – Przed meczem był plan, żeby wygrać to spotkanie za trzy punkty, najlepiej wynikiem 3:0. Udało się to zrobić. Myślę jednak, że zespół z Austrii zaprezentował się nawet fajnie w pierwszym secie i na początku drugiego, kiedy bardzo dużo bronili. Dopiero kiedy zaczęliśmy grać cierpliwie, wówczas nasza przewaga była znacząca – powiedział Mateusz Bieniek, środkowy Aluronu CMC Warty Zawiercie.
Mimo zwycięstwa w inauguracyjnej odsłonie start drugiej zdecydowanie należał do mistrza Austrii. Ekipa z Innsbrucka prowadziła bowiem 5:1 i 8:3 na samym starcie, zmuszając podopiecznych trenera Michała Winiarskiego do gonitwy i poszukiwania rozwiązań. – Na pewno mistrzowie Austrii zagrali na lepszym poziomie, ale my robiliśmy sporo błędów. Nie zagrywaliśmy też szczególnie dobrze. Popełnialiśmy błędy w kontrataku. Kiedy wszystko się zsumuje, stąd wychodzi przewaga drużyny z Innsbrucka – tłumaczył środkowy bloku, który w pierwszym starciu nowej edycji Ligi Mistrzów zdobył 8 punktów (4 blok, 4 zagrywka) i atakował ze skutecznością 44%.
Nie obyło się bez wielu momentów w drugiej i trzeciej partii, w których wynik oscylował wokół remisu. Wówczas wicemistrzowie Polski zwalniali rękę i grali zdecydowanie bardziej technicznie, co przynosiło wymierne rezultaty w postaci odskakiwania. – Czasami warto było dostarczyć piłkę ekipie z Austrii. Szczerze powiedziawszy, nieźle broniliśmy i fajnie graliśmy blokiem. Nie trzeba było zatem ryzykować na 110%, bo dobrze przyjmowali i trudno było posłać asa – kontynuował zawodnik Warty.
Starcie rozegrane w Sosnowcu nie było spektaklem tylko jednej postaci. Co prawda prym wiódł Kyle Ensing, zdobywca 15 oczek. Jednak w każdym secie to inny skrzydłowy był wyróżniającym się. W pierwszej części Amerykanin zainkasował 7 oczek, w drugiej Aaron Russell 5, a w trzeciej Mobin Nasri 6. – Pozostaje się cieszyć z naszego szerokiego składu i tego, że każdy zawodnik wnosi coś do zespołu. To bardzo istotne – podkreślił 30-latek.
Trzeba jasno i otwarcie podkreślić, że czysto teoretycznie klub z województwa śląskiego posiada najlepszy skład w swojej historii. To oczywiście potęguje ambicje i cele. W jednej z wcześniejszych rozmów ze Strefą Siatkówki Kryspin Baran, prezes Warty oznajmił, iż zespół bardzo chciałby awansować do Final Four Ligi Mistrzów. Jak ocenia szanse sam kapitan? – Taki jest plan. Mamy nadzieję, że to się uda. Mocno wierzymy i marzymy o Final Four. Sport jest jednak przewrotny, może się wydarzyć wiele rzeczy, dlatego twardo stąpamy po ziemi. Zobaczymy. Myślimy o każdym kolejnym meczu – zakończył Mateusz Bieniek.
Zobacz również:
Puchar CEV M: Asseco Resovia wraca z tarczą
Artykuł Liga Mistrzów: Warta Zawiercie gra o Final Four? Bieniek o twardym stąpaniu po ziemi pochodzi z serwisu Strefa Siatkówki - Mocny Serwis.