— Dyrektorka, gdy miała gorsze dni, uwielbiała wzywać pracowników "na dywanik". Ja byłam wzywana kilkukrotnie; w tym czasie musiałam słuchać krytyki pod swoim adresem. Jedną z takich godzinnych tyrad zakończyła słowami: "wykrzyczałam się, możesz iść" — mówi w rozmowie z nami Iza, była pracownica miejskiego domu kultury.— Gdy robiłam staż za granicą w galerii sztuki, czułam, że się rozwijam. Z kolei przez pracę w domu kultury musiałam wrócić na terapię oraz do leków antydepresyjnych — podkreśla.