Mówili po ukraińsku i krzyczeli: "Dawaj kod do sejfu! Otwieraj sejf!" – te słowa wciąż brzmią w głowie przedsiębiorcy z Podkarpacia, który dzień przed Wigilią stał się ofiarą brutalnego napadu w swoim domu na obrzeżach Łańcuta. Tamta noc przypominała sceny z kryminalnego filmu – Witold Bachaj został skrępowany, brutalnie pobity i polewany wrzątkiem. Bandyci nie oszczędzili nawet 12-letniego syna jego partnerki. Cudem przeżyli, jednak zaraz zaczął się kolejny koszmar. — Śledztwo ruszyło dopiero po kilku dniach. Nie wiem, w jakim kraju my żyjemy. To nie była kradzież roweru, tylko brutalny napad z nieludzkimi torturami – mówi z goryczą.