To miała być suto zakrapiana impreza w gronie starych kumpli. Miała zakończyć się raczej kacem, a nie tragedią. Finał spotkania w centrum Warszawy miał jednak straszny przebieg. Dotąd sądzono, że 63-latek, który zamknął się w pokoju, dostał zawału po "burzliwych" wydarzeniach tamtej nocy. Ale nie chodziło o serce, które miało nie wytrzymać emocji i stężenia alkoholu we krwi. Mężczyzna nie zmarł z przyczyn naturalnych. Ktoś miał mu pomóc odejść z tego świata.