Gedania Politechnika Gdańsk przegrała rewanżowe spotkanie w Sosnowcu z miejscowym Hospel Płomieniem 1:3. – Nie chce mówić, że czegoś nam zabrakło, bo zagrałyśmy bardzo dobrze. Po prostu zespół z Sosnowca był lepszy. Gospodynie były szalone w obronie i niezwykle trudno było im zmieścić piłkę w boisku – powiedziała po meczu w rozmowie ze Strefą Siatkówki Tamara Gałucha, przyjmująca drużyny znad morza.
Krzysztof Sarna (Strefa Siatkówki): Zapewne fakt, że rozegrałyście lepszy mecz przeciwko Płomieniowi, niż w Gdańsku nie jest dużym pocieszeniem?
Tamara Gałucha: – Zagrałyśmy naprawdę bardzo dobry mecz. W każdym elemencie byłyśmy dobre. Nie wiem, ile w pewnym momencie miałyśmy bloków, ale myślę, że drużyna z Sosnowca mogła w cudzysłowie się bać, bo sosnowiczanki zagrały fantastycznie. Nie chce mówić, że czegoś nam zabrakło, bo zagrałyśmy bardzo dobrze. Po prostu zespół z Sosnowca był lepszy. Gospodynie były szalone w obronie i niezwykle trudno było im zmieścić piłkę w boisku. W dodatku dołożyły zagrywkę i mecz potoczył się tak, jak się potoczył.
Czy pani zdaniem w I lidze również powinien być challenge? W samej końcówce spotkania wyraźnie malowała się na pani twarzy frustracja z uwagi na sędziowskiej decyzje.
– Osobiście uważam, że powinien być challenge. Zarówno po naszej stronie, jak i stronie drużyny z Sosnowca było wiele kontrowersyjnych piłek. Wideoweryfikacja rozstrzygnęłaby wszelkie wątpliwości. Panowie sędziowie mają trudne zadanie, bo sugerują się tym, co zobaczą i niekiedy naszymi gestami. Jednak naprawdę przydałby się challenge, bo czasami dochodzi do błędów sędziowskich. Nie chcę nikogo obwiniać, bo w trakcie meczu panują inne emocje, a na chłodno po nim jeszcze inne. Dla arbitrów byłoby to jednak duże ułatwienie, bo czasami są to kluczowe piłki dla zespołu. Mowa chociażby o popełnienie błędu ataku, kiedy go tak naprawdę nie było i mecz mógłby się potoczyć zupełnie inaczej, co w takim momencie jest trochę niesprawiedliwe albo trzeba uderzać piłkę tak, żeby rzeczywiście nikt się nie wahał, że piłka wyszła po bloku w aut.
Po obydwóch stronach siatki nie zabrakło doświadczonych siatkarek jak pani i Aleksandry Deptuch, a w szeregach Płomienia Kamili Kobusińskiej. Co prawda minęłyście się w MKS-ie Dąbrowa Górnicza, ale libero stanowiła cel pani zagrywek.
– Tak. Właśnie powiedziałam jej pod siatką, że jest zwariowana (śmiech). W tym spotkaniu była wszędzie. Z tego, co widzę, niedawno została mamą. Sama jestem mamą dwóch córek, więc również zdaję sobie sprawę, jak trudno jest wejść do siatkówki, a ona zrobiła coś niesamowitego. Super, że Kamila akurat teraz zagrała taki mecz.
Sytuacja waszego zespołu jest znana. Czy wraz z każdą porażką frustracja narasta?
– Na pewno jest trudno budować się jako zespół, kiedy rozgrywa się czternaście meczów, z czego odniosłyśmy trzynaście porażek. Jest frustracja. Tym bardziej, jeżeli ktoś oglądał spotkanie z Płonieniem – nie odstajemy od drużyn, z którymi przegrywamy. Naprawdę brakuje nam bardzo mało, żeby odnosić zwycięstwa. Niestety ostatnie punkty zawsze należą do przeciwników. Cały czas mamy wiarę, wierzę w ten zespół i w przełamanie. Mam nadzieję, że wygramy jeden mecz i to napędzi nas na kolejne. Ważne, żebyśmy wytrzymały ten okres. To bardzo trudny sprawdzian, ale liczę, że go zdamy.
Co zdecydowało o pani powrocie do siatkówki?
– Swoje pierwsze siatkarskie kroki stawiałam w Elblągu. Następnie przeszłam do Gdańska i trafiłam do Gedanii. Mam z niej dobre wspomnienia. Przez ten okres, w którym nie było mnie na boisku, spełniałam się jako matka i jako kobieta. Chyba jednak brakowało mi emocji związanych z siatkówką. Dostając telefon z propozycją z Gedanii, zdecydowałam się, że spróbuję. Nie wiedziałam, czy będzie to dobra decyzja i czy zdrowotnie okaże się trafiona. Mam nadzieję, że do końca sezonu zdążę wejść na swoje obroty.
Czuje pani, że weszła na wspomniane obroty?
– Tak szczerze trochę tak. Czuję jednak, że trochę mi brakuje. Fizycznie muszę jeszcze popracować. W głowie zostało mi zupełnie co innego. Ciało jest już nieco inne, dlatego odczuwam, że mam rezerwy w tym wymiarze. Jeśli chodzi o grę, to myślę, że czasem brakuje mi spokoju, ponieważ chciałabym być zbyt dobra, a muszę popracować nad innymi elementami.
Wcześniej nie pojawiały się propozycje?
– Były propozycje, ale wówczas byłam zdecydowana na 'nie’. Byłam także w innej sytuacji, ponieważ moje dzieci były małe. Poświęciłam się im. Teraz już są starsze. Może zatęskniłam trochę za starą Tamarą (śmiech).
Pani jako doświadczona zawodniczka, a także była reprezentantka, przekazuje dużo młodszym siatkarkom? Dużo od pani czerpią?
– To chyba pytanie do nich (śmiech). Staram się, ale myślę, że to one powinny odpowiedzieć na to pytanie (śmiech).
Zobacz również:
I liga siatkarek. Doświadczona libero celem doświadczonej przyjmującej. „Nie zgrzeszyła”
Artykuł Była reprezentantka Polski wróciła do siatkówki. Wyjaśniła, co robiła w trakcie absencji pochodzi z serwisu Strefa Siatkówki - Mocny Serwis.