– Gdy wychodziłam z nim na spacer, inne matki patrzyły na mnie z wyższością, bo w ich wózkach był spokój, dzieci spały. A moje krzyczało. Później, w przedszkolu, ciągle były skargi, że krzyczy, biega, nie słucha poleceń. Poszedł do szkoły, to samo: ciągle uwagi, ciągle wzywali. Z nerwów brzuch mnie bolał, schudłam – mówi Olga, dyrektorka w jednej z warszawskich korporacji.