Nie miała jeszcze 18 lat gdy rozpoczynała swoją drogę w seniorskiej reprezentacji. Sama jednak od początku wiedziała czego chce – aplikacja do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Szczyrku była jej pomysłem. Dziś stanowi o sile reprezentacji Polski, a ma zaledwie 21 lat. Nic nie dzieje się bez powodu w jej karierze. W rozmowie z Sarą Kalisz dla TVP Sport Martyna Czyrniańska opowiedziała o tym, jak wyglądały jej początki, kiedy stała się odkryciem trenera i jakie motto przyświeca jej karierze.
Jako pierwszy jej potencjał zauważył trener Jacek Nawrocki. Trzeba przyznać, że miał oko bo siatkarka jeszcze nie grała wtedy w najwyższej klasie rozgrywkowej. Swój debiut w reprezentacji zanotowała w kwietniu 2021 roku i przez te trzy lata zdążyła wspiąć się na wyżyny swoich możliwości mimo wciąż młodego wieku. – Przyznam, że powołanie było dla mnie czymś zaskakującym. Wcześniej tylko grałam w Szczyrku, nie pokazałam się światu, nie wystąpiłam w telewizji, a nagle moje nazwisko pojawiało się na liście powołanych. Chciałam skorzystać z tego jak najbardziej, wyciągnąć jak najwięcej i od trenerów, i od zawodniczek. Robiłam wszystko, by każdą okazję wykorzystać – przyznała młoda przyjmująca. Szansę debiutu w kadrze zapewniła sobie trochę nieświadomie – Jacek Nawrocki miał swoją prawą rękę w Szczyrku. Był to Waldemar Kawka, przez lata współpracujący z nim jako II trener reprezentacji kobiet.
Gdy debiutowała w meczu Ligi Narodów, nie miała nawet ukończonych 18 lat. W podobnym momencie swojego życia po raz pierwszy w seniorskich rozgrywkach na boisko wyszła Magdalena Stysiak. Wtedy mało kto mógł się spodziewać, że w tak krótkim czasie obie wyrosną na niekwestionowane liderki biało-czerwonej drużyny.
Na początku jednak nie było łatwo. Kryniczanka niejednokrotnie podkreślała, że pierwsze kroki w seniorskiej karierze były dla niej sprawdzianem pod względem hamowania stresu. W rozmowie z Sarą Kalisz wspomniała, jak dużo pomogło jej dobre słowo od koleżanki z boiska. – Magda bardzo mi pomogła mimo swojego młodego wieku. Wiedziała w jakiej sytuacji się znajduję. Pamiętam, że podczas pierwszego meczu na każdej przerwie dawała mi wskazówki. Mówiła, że gdybym nie wiedziała co robić, mam ją zapytać, bo jest tu też dla mnie. To było mega wspierające, bo w pewnym momencie stres się pojawił. Fajnie było usłyszeć takie słowa od koleżanki z drużyny – mówiła o wsparciu koleżanki Czyrniańska.
Ogromne szanse rozwoju dała jej gra w Szczyrku. Dla siatkarek ten ośrodek sportowy jest jak dla siatkarzy Spała. Wiele zawodniczek rozwijało się tam pod kątem zawodowej kariery i stanowiło później o sile reprezentacji. Swoje umiejętności szlifowały tam chociażby Maria Stenzel, Magdalena Stysiak czy Natalia Mędrzyk. Jak przyznała sama przyjmująca, miała tego pełną świadomość. – Kiedy dyrektor Wagner przyjął mnie do Szczyrku, zrozumiałam, że będę miała naprawdę bardzo dobre środowisko do rozwoju. To była szkoła najlepsza w tym czasie. Bardzo długo musiałam jednak namawiać mamę, żeby mnie do niej puściła. Gdy już zaczęłam do niej chodzić, zdałam sobie sprawę z tego, że reprezentacja jest bliżej, bo wiele zawodniczek wychodziło z tej placówki, najpierw grało w młodzieżowych kadrach, a później „lądowało” w seniorskich. Zdawałam sobie sprawę z tego, że przez Szczyrk moja droga może stać się łatwiejsza i nieco prościej będzie mi się „wybić”.
Choć jest wspaniałą zawodniczką na swojej pozycji to jak u każdego człowieka, jej organizm czasami odmawia posłuszeństwa. Ostatnie lata dały jej sporą lekcję w tej kwestii. Krótko przed okresem przygotowań na igrzyska olimpijskie walczyła z bólami mięśni brzucha. Wróciła wtedy silniejsza, ale problemy zdrowotne zdarzały jej się też już w wieku nastoletnim – w trakcie mistrzostw Polski musiała przejść zabieg na kolano. – Nie był on duży, ale potrzebowałam trzech miesięcy na powrót. To wtedy zaczęłam się zastanawiać, czy sport to faktycznie zdrowie. Uświadomiłam sobie, że mam limity. Wtedy w każdym meczu dostawałam po 50-60 piłek, a miałam tylko 16 lat. To chyba było za duże obciążenie. Co do brzucha, to ta kontuzja bardzo lubi się odnawiać. Mam nadzieję, że już wiem jak z tym pracować, i że już więcej nie będzie żadnych epizodów. Zawsze będę jednak musiała na to uważać.
Problemy z mięśniami brzucha pojawiły się także w 2022 roku. Wówczas jednak Czyrniańska przegrała z czasem. Nie pojechała na mistrzostwa świata, w których Polki ostatecznie zajęły 7. miejsce po niezwykle zaciętej walce z Serbkami. – Wtedy mega dużo płakałam. Wiedziałam, że uraz skreśla mnie z mistrzostw świata, mimo że czekaliśmy do samego końca, licząc, że może uda się wyjść na prostą. Wtedy jednak nawet doktor dawał mi znikome szanse na start. Stopniowo godziłam się więc z tym, że nie pojadę na turniej; przygotowywałam się na najgorsze. Po jakimś czasie stwierdziłam, że może tak miało być – że może nie byłam gotowa na te mistrzostwa świata mentalnie. Zaczęłam wierzyć, że mój czas dopiero nadejdzie – wspomina siatkarka. Tamte wydarzenia postanowiła upamiętnić na zawsze. Na obojczyku wytatuowała sobie cytat „Everything happens for a reason”. To, że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu jest jej życiowym mottem.
Martyna Czyrniańska wraz z pozostałą jedenastką Stefano Lavariniego (oraz pozostającą w roli „jokera” Olivią Różański) kontynuuje przygodę marzeń na turnieju olimpijskim w Paryżu. Polki po 16 latach wróciły na olimpijską ścieżkę, a już za kilka dni wystąpią w ćwierćfinale rozgrywek. O tym, z kim zagrają dowiemy się dziś po decydującym meczu z Brazylijkami.
Zobacz również:
Nikola Grbić przed meczem ćwierćfinałowym: Nie ma szans uspokoić kibiców
Artykuł Martyna Czyrniańska: Zaczęłam wierzyć, że mój czas dopiero nadejdzie pochodzi z serwisu Strefa Siatkówki - Mocny Serwis.