– W ćwierćfinale trafiliśmy na Amerykanów, którzy później ten turniej skończyli z brązowym medalem. Przegraliśmy z nimi i kolejny turniej olimpijski zakończył się fiaskiem dla naszej reprezentacji – wspomina igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro ówczesny atakujący reprezentacji Polski, Dawid Konarski.
W 2014 roku Polacy dość niespodziewanie sięgnęli po mistrzostwo świata. W kolejnych latach pod batutą Stephane’a Antigi wiodło im się różnie, bo w Lidze Światowej byli daleko od podium, a mistrzostwa Europy zakończyli na piątym miejscu. Nikt na nich więc nie stawiał na igrzyskach w Rio de Janeiro. – Jadąc do Rio, nie byliśmy głównym kandydatem do wygrania całej imprezy, mimo że byliśmy mistrzem świata z 2014 roku. Utknęliśmy na nieszczęsnym ćwierćfinale. Nasza przygoda zakończyła się na tym etapie igrzysk – wspomina ówczesny atakujący reprezentacji Polski, Dawid Konarski.
Tylko raz było mu dane znaleźć się w drużynie olimpijskiej. Turniej w Brazylii zapamięta więc do końca życia. – Jestem kibicem sportu. Od dziecka oglądałem igrzyska w telewizji, zaczynając od kajaków, przez kolarstwo aż po zapasy. Czymś pięknym była więc możliwość uczestniczenia samemu w tak wielkiej imprezie. Było to dla mnie ogromne przeżycie, że mogę reprezentować nasz kraj na igrzyskach olimpijskich. Duże wrażenie zrobiło na mnie ich otwarcie na maracanie. Akurat tak ułożył nam się terminarz gier, że wszyscy wspólnie mogliśmy w nim uczestniczyć, a nie każdy sportowiec ma to szczęście, żeby mógł pojawić się na otwarciu igrzysk – stwierdził olimpijczyk z Rio de Janeiro.
Niewiele brakowało, a podopieczni Stephane’a Antigi wcale nie pojechaliby na igrzyska olimpijskie do Rio de Janeiro. Szanse na to mogli zaprzepaścić na turnieju w Berlinie, który zaczęli od wygranych z Serbami, Belgami i Niemcami, ale w półfinale ulegli Francuzom, a w meczu o trzecie miejsce, będące ostatnią przepustką do interkontynentalnego turnieju kwalifikacyjnego w Japonii, spotkali się z Niemcami. Przegrywali już 1:2, ale zdołali odwrócić jego losy po dramatycznym tie-breaku. – W czwartym secie powoli mogliśmy zaczynać się zastanawiać, gdzie w sierpniu pojedziemy na wakacje, bo nic na to nie wskazywało, że wrócimy jeszcze do tego spotkania. Przegrywaliśmy 1:2, a w czwartym secie czteroma, pięcioma punktami. A jednak się udało. W końcówce tie-breaka Grzesiek Łomacz gdzieś rzutem wybronił piłkę, Paweł Zatorski wystawiał spod bandy, a Bartek Kurek kiwnął między rękoma Grozera. To są akcje, które przechodzą do historii i zostają w pamięci na długie lata – uśmiechnął się Konarski.
W Tokio już takiej dramaturgii nie było. Biało-czerwoni po kolei rozprawili się z Kanadyjczykami, Francuzami, Japończykami, Australijczykami, Chińczykami, Wenezuelczykami, a na koniec 1:3 ulegli Irańczykom, ale ten wynik nie miał już żadnego znaczenia, bo wcześniej już zapewnili sobie miejsce na igrzyskach w Rio de Janeiro. – Nie wyobrażaliśmy sobie, aby z tego turnieju nie awansować na igrzyska, ale musieliśmy zrobić swoje. W Japonii przegrywaliśmy z Francją 0:2, a odwróciliśmy mecz na 3:2, a później męczyliśmy się trochę z Chinami, ale na dwa spotkania przed końcem turnieju zapewniliśmy sobie awans. Odczuwaliśmy wtedy ogromną radość, że mamy bilety do Rio. Nasza droga do tych igrzysk była długa i wyboista – podkreślił były atakujący reprezentacji Polski.
W fazie grupowej najważniejszego turnieju czterolecia Polacy spisali się bardzo dobrze. W pokonanym polu pozostawili Argentyńczyków, Egipcjan, Kubańczyków, po tie-breaku wygrali z Irańczykami, a nie sprostali jedynie Rosjanom, przegrywając z nimi po pięciosetowym boju. To dało im drugie miejsce w grupie, bo pierwsze przegrali stosunkiem setów z Argentyńczykami. – W grupie graliśmy całkiem nieźle. Przegraliśmy tylko z Rosjanami, ale po zaciętym meczu. Tak się jednak poukładały wyniki, że naszą grupę wygrali Argentyńczycy, których my gładko pokonaliśmy 3:0. Drabinka tak się ułożyła, że w ćwierćfinale trafiliśmy na Amerykanów, którzy później ten turniej skończyli z brązowym medalem – wspomniał Konarski.
Amerykanie nie błyszczeli w grupie. Do ćwierćfinału wyszli dopiero z trzeciego miejsca, ale w ćwierćfinale pokazali biało-czerwonym miejsce w szeregu. Nie dali im rozwinąć skrzydeł, a wygrywając z nimi 3:0, zamknęli im drogę do półfinału. – W trzecim secie był taki moment, w którym mieliśmy trzy, cztery punkty przewagi. Pamiętam, że trener wówczas zrobił podwójną zmianę. Wszedłem ja z Fabianem i mieliśmy nadzieję, że wrócimy jeszcze do tego meczu. Później doszło do zmiany powrotnej, a ten set nie ułożył się po naszej myśli. Ostatecznie przegraliśmy i kolejny turniej olimpijski zakończył się fiaskiem dla naszej reprezentacji – zaznaczył ofensywny zawodnik kadry z Rio de Janeiro.
Na olimpijski medal reprezentacja Polski siatkarzy czeka od 48 lat. Przed kolejnym turniejem czterolecia jak mantrę powtarza się, że w końcu mamy kadrę, która jest w stanie przejść przez przeklęty ćwierćfinał i stanąć na podium. Tak jest i teraz. Polacy są mistrzami Europy i medalistami Ligi Narodów. To nie gwarantuje sukcesu w Paryżu, ale większość olimpijskich wybranków Nikoli Grbicia ma już doświadczenie gry w igrzyskach. – Mamy wszystkie karty w swoich rękach. Większość zawodników była już na igrzyskach olimpijskich, więc wiedzą z czym to się je i po co tam jadą. Na pewno czują się mocni. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że w końcu przejdą przez ten ćwierćfinał. Wierzę głęboko, że wrócą z Paryża z medalem – zakończył Dawid Konarski.
Rozgrywający: Fabian Drzyzga, Grzegorz Łomacz
Atakujący: Bartosz Kurek, Dawid Konarski
Środkowi: Piotr Nowakowski, Karol Kłos, Mateusz Bieniek
Przyjmujący: Bartosz Bednorz, Mateusz Mika, Rafał Buszek, Michał Kubiak,
Libero: Paweł Zatorski
Trener: Stephane Antiga
Zobacz również
Wspomnień czas. Krzysztof Ignaczak o igrzyskach olimpijskich w Londynie
Artykuł Wspomnień czas. Dawid Konarski o igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro pochodzi z serwisu Strefa Siatkówki - Mocny Serwis.