Kult Lecha Kaczyńskiego stanowi ważny składnik tożsamości polskiej prawicy i to się nie zmieni, dopóki jej liderem będzie Jarosław Kaczyński
Lech Kaczyński nie żyje już od 14 lat. Ale to nie znaczy, że nie jest obecny w polskim życiu publicznym. Kult jego osoby stanowi bowiem ważny składnik tożsamości polskiej prawicy i to na pewno się nie zmieni, dopóki jej liderem będzie Jarosław Kaczyński. Tym bardziej że drugi pisowski prezydent, Andrzej Duda, również usilnie buduje kult Lecha Kaczyńskiego, na każdym kroku podkreślając, że jest jego politycznym uczniem i wychowankiem. Ale nawet wśród przeciwników prawicy niewielu jest takich, którzy mieliby ochotę i odwagę „odbrązawiać” mit zmarłego prezydenta – tak jakby tragiczna śmierć zwalniała z obowiązku pokazywania prawdy historycznej o najwybitniejszym nawet człowieku. A przecież Lech Kaczyński nie należał do postaci najwybitniejszych, gdyż nigdy nie był politykiem samodzielnym. Jego roli nie sposób zrozumieć bez uwzględnienia dążeń politycznych brata bliźniaka.
Zwyczajna rodzina
Przyszli na świat 75 lat temu, 18 czerwca 1949 r., na warszawskim Żoliborzu. Ich ojciec, Rajmund Kaczyński, żołnierz AK i uczestnik powstania, zaraz po wojnie został inżynierem, pracował przy odbudowie stolicy i wielu innych inwestycjach, m.in. w Libii, wykładał na Politechnice Warszawskiej. Zmarł kilka miesięcy przed wyborem syna na prezydenta III RP. Matka, Jadwiga z d. Jasiewicz, w czasie wojny należąca do Szarych Szeregów (co prawda w Starachowicach, gdzie spędziła okupację, a nie w Warszawie, gdzie jej ojciec współtworzył Warszawską Spółdzielnię Mieszkaniową na Żoliborzu), zaraz po ukończeniu polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim w 1953 r. znalazła zatrudnienie w Instytucie Badań Literackich PAN, z którym związała się na całe życie i gdzie zajmowała się m.in. twórczością Leona Kruczkowskiego, zdekomunizowanego przez IPN. Zmarła w 2013 r. Oboje rodzice braci Kaczyńskich są pochowani na Powązkach.
Trudno nie zauważyć, że te życiorysy niezbyt pasują do polityki historycznej polskiej prawicy. Nie było w tej rodzinie „żołnierzy wyklętych”, nie było ubeckich katowni, była za to szansa na solidne wykształcenie i szanowaną społecznie pracę, co więcej, bez konieczności wstępowania do partii czy donoszenia na kolegów. Takich inteligenckich rodzin było w Polsce Ludowej wiele, tak jak wielu żołnierzy akowskiego podziemia znajdowało sobie miejsce w powojennej rzeczywistości. Dlaczego więc historycy z IPN nie eksponują losów takich rodzin, tylko próbują wmówić Polakom, że byli en bloc narodem prześladowanym i walczącym z „komuną”?
Lider PiS wielokrotnie podkreślał wyższość swojego pochodzenia i wychowania, zwłaszcza w porównaniu z Donaldem Tuskiem. Zbudował mit „niezłomnej” matki jako swoiste dopełnienie mitu „niezłomnego” brata. Rzeczywistość była jednak bardziej skomplikowana. Jako dzieci żoliborskiej inteligencji bracia Kaczyńscy niewątpliwie należeli do uprzywilejowanej warstwy społeczeństwa PRL. Potwierdza to informacja podana przez Rafała Grupińskiego, przed 1989 r. aktywnego działacza opozycji, dziś polityka PO: „Jak mówiła mi kiedyś jedna z emerytowanych pracownic Instytutu Badań Literackich, Jadwiga Kaczyńska przyjaźniła się z osławioną Julią Brystigerową, pierwszą damą stalinowskiej bezpieki, która przychodziła po nią w latach 60. do Instytutu (sama pracowała wówczas w PIW). Podobno razem jeździły na zakupy, chodziły do kina. Myślę, że to nieco wyjaśnia, skąd bliźniacy znaleźli się w pewnym filmie” (Rafał Grupiński, Łukasz Perzyna, „Polityka i kultura”, Warszawa 2019, s. 190). Chodzi oczywiście o film „O dwóch takich, co ukradli księżyc” z 1962 r., gdzie Jarosław i Lech zagrali tytułowe role.
Warto też przypomnieć osobistą interwencję warszawskiego kuratora oświaty Jerzego Kuberskiego (późniejszego ministra oświaty i członka KC PZPR), który spowodował, że Jarosław Kaczyński mimo ocen niedostatecznych z trzech przedmiotów nie musiał powtarzać przedostatniej klasy w liceum, lecz został przeniesiony do innej szkoły, gdzie zdał maturę na równi z bratem.
Jarosław jako pierwszy z braci włączył się w działalność opozycyjną, co było o tyle łatwe, że bliskim kolegą Jadwigi Kaczyńskiej z pracy w IBL był Jan Józef Lipski, jeden z inicjatorów Komitetu Obrony Robotników. To właśnie Lipski – ideowy socjalista i mason, deklarujący się jako niewierzący – stał się pierwszym mentorem politycznym Kaczyńskich, którzy dzięki niemu znaleźli się w gronie młodych współpracowników KOR. Jarosław związał się z warszawską grupą Antoniego Macierewicza wydającą miesięcznik „Głos”, Lech stał się doradcą prawnym środowiska Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża, w którym poznał Andrzeja i Joannę Gwiazdów, Bogdana Borusewicza oraz Lecha Wałęsę.
Dzięki temu w sierpniu 1980 r. przyszły prezydent znalazł się wśród doradców Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Gdańsku, a następnie został członkiem Zarządu Regionu Gdańskiego NSZZ Solidarność, natomiast jego brat – wraz z innymi osobami z grupy Macierewicza – trafił do Ośrodka Badań Społecznych przy Regionie Mazowsze Solidarności jako kierownik sekcji prawnej. Cytowany już Rafał Grupiński przypomniał fakt, że w latach 1980-1981 Jarosław Kaczyński „nawet nie zapisał się do Solidarności. W związku działał za to jego brat Lech. Znając Jarosława Kaczyńskiego, można być prawie pewnym, że bracia w ten sposób się podzielili rolami, żeby w każdej sytuacji rodzinnie wyjść na swoje, niezależnie od obrotu wydarzeń” („Polityka i kultura”, s. 54-55). Nawet jeśli to opinia nieco przesadzona, nie ulega wątpliwości, że żaden z braci nie należał wtedy do działaczy istotnych w skali krajowej, a pozycja Jarosława była znacznie niższa niż Lecha. Nic dziwnego, że 13 grudnia 1981 r. to Lech został internowany i do października 1982 r. przebywał w obozie w Strzebielinku, podczas gdy Jarosław nawet nie znalazł się na listach osób przeznaczonych do internowania. Został jedynie przesłuchany 21 grudnia 1981 r., a oficer SB, który wtedy z nim rozmawiał, tak scharakteryzował go w notatce: „Jego wygląd jest niedbały. Twierdził, że nie interesują go sprawy materialne, kobiety, np. nie zależy mu w przyszłości na posiadaniu rodziny. Ma flegmatyczne usposobienie, wygląd »książkowego mola«. Pozuje na myśliciela »Solidarności«. Mimo pewnej demonstracyjnej rezygnacji z życia, kariery stwierdzam, że jest osobą raczej ambitną. Obruszył się, gdy stwierdziłem, że pozycja jego brata Lecha w »Solidarności« jest znacznie wyższa. (…) Nie przypadły mu też do gustu uwagi, że na taką pozycję, rolę w środowiskach inteligenckich, jaką mają np. Michnik, Macierewicz czy Geremek, trzeba zapracować, zasłużyć”.
Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 15/2024, którego elektroniczna wersja jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty
Fot. PAP/Tomasz Gzell
Post Pompowanie kultu pojawił się poraz pierwszy w Przegląd.