...
The post Błąd za błędem first appeared on KKSLECH.com.
Winę za trwający bolesny, pełen rozczarowań i historycznych wyników sezon 2023/2024 ponosi nie tylko regularnie punktowany jesienią John van den Brom, jego kontrowersyjny następca Mariusz Rumak czy poszczególni piłkarze, którzy spoczęli na laurach. Od miesięcy w działaniach gubi się nieudolny zarząd Lecha Poznań popełniający błąd za błędem.
W mistrzowskim sezonie władze trzymał w ryzach trener Maciej Skorża potrafiący wymusić niektóre ruchy i budujący kadrę po swojemu. W tamtym zespole nie brakowało jakości i przede wszystkim rywalizacji, która nakręcała zawodników. Nie było minimalizmu, o czym świadczy m.in. ściągnięcie Dawida Kownackiego czy Tomasza Kędziory, którzy pomogli zdobyć kolejne mistrzostwo. Dzięki Skorży obecny właściciel klubu cokolwiek wygrał, dzięki niemu obecny zarząd przez kilkanaście lat pracy może pochwalić się chociaż dwoma tytułami Mistrza Polski, którymi będzie teraz żył przez wiele lat. Bez wspomnianego trenera obecne władze już nie istnieją, nic nie znaczą, w ostatnich miesiącach tak naprawdę nie wiedzą już co robić, żeby chociaż utrzymać dawny poziom, popełniają błąd za błędem i wprowadzają Lecha Poznań w przeciętność. Na razie kolejny sezon 2024/2025 zapowiada się na rozgrywki przejściowe.
Kontrowersyjne przedłużenie
Niespodziewanie dobra końcówka poprzedniego sezonu, który zakończył się pewnym awansem do europejskich pucharów oraz wywalczeniem brązowego medalu Mistrzostw Polski zamiótł pod dywan niektóre problemy. Lech Poznań zamiast poszukać nowego napastnika postanowił jeszcze o rok przedłużyć kontrakt z Arturem Sobiechem, który przez wiele wcześniejszych miesięcy był na wylocie. 34-letni napastnik miał dobrą końcówkę poprzednich rozgrywek, zastępował Mikaela Ishaka, trafiał nawet do siatki rywali, dlatego postanowiono dać mu jeszcze jedną szansę. W Lechu Poznań na kolejny sezon został też Barry Douglas, lecz w jego przypadku sami kibice opowiedzieli się za przedłużeniem umowy z tym wiekowym piłkarzem. Więcej na ten temat -> TUTAJ.
Nietrafione transfery
Latem Lech Poznań zrezygnował z usług aż 8 piłkarzy. W ich miejsce przyszło 2 zawodników, którzy wrócili z wypożyczenia i 4 nowych graczy, którymi byli Elias Andersson, Dino Hotić, Ali Gholizadeh i Miha Blazić. Ten ostatni miał najciekawsze, bogate cv, można było cieszyć się z takiego ruchu, który miał jednak miejsce wyłącznie dzięki problemom Filipa Dagerstala. Jeszcze w czerwcu John van den Brom nie potrzebował dodatkowego stopera, przekonywał jakoby kolejne problemy zdrowotne środkowych obrońców nas nie dotkną. Rzeczywistość okazała się inna, szybko był kłopot ze stoperami, Lech Poznań sięgnął więc po Mihę Blazicia, który do dziś jest najlepszym letnim nabytkiem 2023.
Inny obrońca Elias Andersson od początku nie podobał się kibicom. Co prawda Szwed stylem gry pasował do Lecha Poznań, lecz kontrowersje budziła jego przeszłość i niepewna jakość. Na lewą obronę za Pedro Rebocho przyszedł piłkarz grający na tej pozycji dopiero od kilkunastu miesięcy, przyszedł zawodnik za niewielką kwotę, który nie zaliczał się do najlepszych lewych obrońców w przeciętnej lidze szwedzkiej. Na dodatek Lech Poznań sięgnął po lewego obrońcę z Djurgarden Sztokholm łatwo wyeliminowanego wcześniej z Ligi Konferencji kontraktując piłkarza rzekomo lepszego w defensywie od Pedro Rebocho.
Oprócz tej dwójki do Lecha Poznań przyszedł jeszcze Dino Hotić, o którym ciężko było coś powiedzieć. Na pewno można było się zastanawiać, dlaczego pomocnik ze średniaka ligi belgijskiej nie jest powoływany do równie średniej kadry Bośni? Tego samego dnia, co Dino Hotić umowę podpisał Ali Gholizadeh, który grał przeciwko Kolejorzowi w IV rundzie eliminacyjnej Ligi Europy 2020/2021. Już dnia 11 lipca 2023 było wiadomo, że Lech pierwszy raz w historii świadomie kupuje kontuzjowanego zawodnika i będzie musiał poczekać aż Irańczyk występujący m.in. na Mistrzostwach Świata 2022 dojdzie do pełni sił oraz zaaklimatyzuje się w nowym, zupełnie innym kraju o Iranu czy Belgii.
Kontrowersyjny ruch
Transfer Aliego Gholizadeha podobał się wyłącznie dzieciom czy innym osobom kiepsko znającym się na piłce, które jakość piłkarzy oceniają głównie po wycenie zawodników na Transfermarkcie. Transfer Irańczyka od początku budził wiele kontrowersji i nie podobał się sporej części kibiców. Gholizadeh miał wrócić do zdrowia we wrześniu, w rzeczywistości wrócił prawie 2 miesiące później. Od razu po przyjściu jasne stało się, że Lech Poznań po przerwach na kadrę nigdy nie będzie miał z tego piłkarza żadnego pożytku, na dodatek pojedzie on na Puchar Azji tracąc cały zimowy okres przygotowawczy. Realiści mieli rację. Ali Gholizadeh sprowadzony ze średniaka ligi belgijskiej to wrak, mało dynamiczny skrzydłowy sprawiający wrażenie, jakby po ciężkiej kontuzji kolana bał się teraz o swoje nogi (unika starć 1 na 1). Ten zawodnik nie zaliczył jeszcze żadnych liczb, jest jednym z hamulcowych ofensywy Lecha Poznań, podczas meczów nie pomaga obronie, jego transfer to jedno wielkie nieporozumienie. W dodatku nie wiadomo tak naprawdę, ile kosztował ten nielubiany piłkarz. We francuskojęzycznych, belgijskich mediach od początku śmiano się z rzekomej kwoty transferu wynoszącej 1,8 mln euro, którą Kolejorz forsował wśród zaprzyjaźnionych dziennikarzy z ogólnopolskimi zasięgami. Według Belgów klub Royal Charleroi stracił na Gholizadehu sporo pieniędzy, chciał go sprzedać już rok wcześniej, nie zrobił tego i po 12 miesiącach mógł pluć sobie w brodę. Według belgijskich mediów Ali wypożyczony wcześniej do Turcji powędrował do Lecha Poznań za niewielkie pieniądze, już w lipcu pisało się o kwocie wynoszącej niespełna milion euro.
Brak reakcji
Lech Poznań w żaden sposób nie reagował na letnie problemy, jakie miał zespół. Klub nie zareagował po dziwnie wyglądających letnich przygotowaniach, nie zareagował po kompromitacji ze Spartakiem Trnava, po remisie z Górnikiem Zabrze zanotowanym po 2 tygodniach spokojnej pracy, dopiero po hańbie w Szczecinie z łaski swojej ruszył się sam właściciel Piotr Rutkowski. Prezes Lecha Poznań miał pogadankę z szatnią po meczu z Pogonią przegranym aż 0:5. Powiedział piłkarzom to co leżało mu na sercu i na tym zakończył przemowę. W Kolejorzu nic się nie zmieniło, liczono na słabość innych, realizowano hasła „jakoś to będzie” czy „może będzie lepiej”, dopiero po porażkach z Piastem Gliwice oraz Widzewem Łódź, kiedy kolejni przeciwnicy taktycznie wypunktowali Lecha w Poznaniu zarząd łaskawie ruszył się podejmując decyzję o zwolnieniu Johna van den Broma.
Późne zwolnienie
John van den Brom miał szczęście wytrzymując na stanowisku aż do ostatniego grudniowego meczu. Przykładowo w Ferencvarosie Budapeszt, który jest mimo wszystko nieco większym, lepiej zarządzanym klubem wspieranym przez fanatycznych kibiców, trener z sukcesami wyleciał od razu po hańbie z mistrzem Wysp Owczych w kwalifikacjach do Champions League. W Budapeszcie, gdzie presja jest podobna jak w Kolejorzu, nikt nie dawał kolejnych szans szkoleniowcowi na wyjście z dołka czy nie pytał – kto za niego? Trener ośmieszył klub, trener musiał odejść i nikt nie wspominał starych sukcesów typu 1/4 finału Ligi Konferencji. Dziś ten mądrze zarządzany Ferencvaros jest liderem na Węgrzech, gra o dublet, z europejskich pucharów odpadł dopiero w lutym. Można? Można! Wystarczy działać zamiast czekać aż coś samo się naprawi.
Brak pomysłu i danie szansy trenerowi z marginesu
W grudniu Lech Poznań w końcu rozstał się z Johnem van den Bromem, który ze wszystkiego był zadowolony, nie miał już pomysłu na rozwój tej drużyny, męczył zespół swoim zachowaniem czy wypowiadanymi zdaniami po nieudanych meczach sprawiając wrażenie luzackiej osoby, której jest wszystko obojętne. Z braku pomysłu Piotr Rutkowski wymyślił sobie następcę Holendra w postaci będącego na trenerskim marginesie Mariusza Rumaka, który wcześniej skompromitował kadrę Polski U-19, Śląska Wrocław w Pucharze Polski, nie zrobił nic w Odrze Opole, a z Termaliki Nieciecza został wyrzucony po zaledwie 10 meczach. Energia i pomysł na zespół, jaki miał Mariusz Rumak miał być impulsem dla drużyny. I był zimą, a także na samym starcie rundy wiosennej 2024. Później Rumak poległ w kolejnych tzw. „meczach na szczycie”, podczas spotkań co 3-4 dni, znowu odpadł z Pucharu Polski, a na końcu wściekł się, stracił kontrolę nad sytuacją, zaczął zrzucać winę na piłkarzy oraz walczyć z dziennikarzami. Stary-nowy trener nadaje się do natychmiastowego zwolnienia podczas marcowej przerwy na kadrę. Niestety Piotrowi Rutkowskiemu na 100% zabraknie odwagi, by przyznać się do błędu. Lech Poznań będzie się z nim męczył do końca sezonu licząc na farta, słabość innych, łatwy na papierze terminarz oraz na cudowne przebudzenie drużyny dzięki jednej bramce i jednemu zwycięstwu.
Brak reakcji mimo problemów
Lech Poznań, w tym dyrektor sportowy Tomasz Rząsa dobrze widział, czego drużynie brakowało w zimowych sparingach, gdzie były luki oraz wiedział o problemach Mikaela Ishaka, na którym z rożnych powodów nie można już budować ataku Kolejorza. Mimo to, dyrektor, skauting oraz zarząd nie zrobił zimą zupełnie nic, żeby chociaż zaostrzyć w tej drużynie rywalizację o miejsce w składzie. W Lechu Poznań obawiano się o jakość ewentualnego nowego lewego obrońcy czy napastnika do rywalizacji. Nie chciano ryzykować, nikt nie miał pomysłu na transfery, finalnie nawet po ostatnim meczu Mariusz Rumak zaczął narzekać na kadrę, którą wcześniej chwalił i w styczniu również nie widział problemów. Dziś na lewej obronie gra 18-latek, który nie ma predyspozycji do ofensywnej, nowoczesnej gry na tej pozycji, mamy problem na dziesiątce, na skrzydłach i jeszcze większy w ataku. Lech Poznań został z jednym 22-letnim napastnikiem, który nigdy nie był wyborowym strzelcem i jeszcze od miesięcy zmaga się z różnymi urazami. Kadra Lecha Poznań miała być kadrą na 3 fronty, a w rzeczywistości ma kłopot z rywalizacją na jednym froncie, przez co nawet europejskie puchary w sezonie 2024/2025 nie są pewne.
Zostawienie wszystkich spraw na lato
Zarząd Lecha Poznań + Tomasz Rząsa budowanie kadry na kolejny sezon, w tym na ewentualne europejskie puchary zostawił na krótkie lato 2024. Władze rezygnując z zimowych transferów (pierwsza taka sytuacja od 2012 roku) nałożyły na siebie ogromną presję, latem w ciągu 2-3 tygodni będą musiały sprowadzić nawet wagon nowych piłkarzy i trafić z nimi, żeby kadra Lecha Poznań nie była słabsza od tej obecnej. Po trwającym sezonie opuszczą nas Barry Douglas i Artur Sobiech, którym kończą się umowy, zgodę na odejście mają ważne postacie drużyny w postaci Kristoffera Velde oraz Filipa Marchwińskiego, z Bułgarską mogą pożegnać się również Elias Andersson, Filip Bednarek, Alan Czerwiński, Adriel Ba Loua oraz Nika Kvekveskiri. Latem w krótkim czasie Lecha Poznań czeka spora przebudowa, nie wiadomo, kto będzie trenerem, ten zespół już teraz wymaga sporych nakładów finansowych, a tymczasem zimą nie zrobiono nic, żeby go wzmocnić, choć w perspektywie były miliony złotych za Velde, Marchwińskiego + pieniądze z europejskich pucharów 2022/2023. Nie ma opcji, by tak nieudolny, wolno działający zarząd obawiający się o jakość sprowadzanych piłkarzy zbudował bez Macieja Skorży jakościową kadrę na sezon 2024/2025. Na razie znany jest pierwszy „transfer” w postaci Antoniego Kozubala, który jako jedyny z wypożyczonych piłkarzy nadaje się do powrotu na Bułgarską.
> Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat) <
The post Błąd za błędem first appeared on KKSLECH.com.