Przy granicy z Białorusią mamy pierwsze ofiary śmiertelne. Ukrywając się przed naszymi służbami, w lasach i na bagnach pogranicza, w chłodzie i głodzie, umierają pierwsi „nielegalni” uchodźcy. Tak o nich pisze się u nas i mówi. Uchodźca z zasady jest „nielegalny”. Można „legalnie” być uchodźcą? Umierają z wyziębienia i wyczerpania. Dzieje się to w środku Europy, w drugiej dekadzie XXI w., pod kontrolą organów państwowych. Co to ma do rzeczy, że Łukaszenka sprowadził ich na polską granicę? Czy przez to przestali być ludźmi? Czy przestali być naszymi bliźnimi? Bliźnimi katolickiego podobno narodu!
Nie mam pretensji do funkcjonariuszy Straży Granicznej czy policji. Oni wypełniają tam swoje obowiązki. Wciąż mam nadzieję, że nie nadużywają uprawnień. Choć pewności nie mam. Wyrzucenie dziennikarzy ze strefy objętej stanem wyjątkowym powoduje, że z jednej strony nikt tym funkcjonariuszom nie patrzy na ręce, co samo z siebie stwarza pokusę do nadużywania władzy, z drugiej zaś społeczeństwo nie wie, co tam się naprawdę dzieje. Kto zna los tych 32 uchodźców, którzy koczowali na pasie ziemi niczyjej? Dalej koczują? Żyją tam jeszcze? Białorusini wpuścili ich z powrotem do siebie? A może to nasze władze ulitowały się nad nimi i bez rozgłosu wpuściły ich do Polski?
Litwini, którzy mieli podobny problem z uchodźcami, stworzyli na swoim terytorium obóz dla uchodźców, a wprowadzając stan wyjątkowy przy granicy, nie usuwają jednak z tego rejonu dziennikarzy.
Problemu nie rozwiążą, tym bardziej nie zlikwidują, Straż Graniczna razem z policją i wojskiem ani zwoje drutu kolczastego i stan wyjątkowy w przygranicznym pasie. Trwanie takiej sytuacji owocować będzie kolejnymi tragediami uchodźców, a u nas demoralizacją służb i całego społeczeństwa, które przyzwyczai się, że prawa człowieka mogą w pewnych warunkach nie obowiązywać. A skoro dziś mogą nie obowiązywać przy białoruskiej granicy, to dlaczego nie mogłyby nie obowiązywać gdzie indziej? Trwonimy europejski, ale przecież i polski dorobek doświadczeń II wojny światowej, do którego należą pojęcie praw człowieka i ich ochrona.
Rozwiązanie problemu wymaga skoordynowanych działań Unii Europejskiej, a może i NATO. Wymaga silnego międzynarodowego nacisku na reżim białoruski, zagrożenia kolejnymi sankcjami, może nawet międzynarodowym ściganiem karnym za zbrodnie przeciw ludzkości, których reżim Łukaszenki się dopuszcza. Niezależnie od zorganizowania nacisku międzynarodowego konieczne są zdecydowane działania naszej dyplomacji. Jeśli poufne rozmowy nie odnoszą skutku, uznać trzeba przerzucanie uchodźców przez granicę za akt wrogi, na co odpowiedzią może być cała gama działań, aż po wydalenie z Warszawy białoruskiego ambasadora. Bez tego wszystkiego nie jest możliwe wymuszenie na Łukaszence zaprzestania jego praktyk. Z drugiej strony konieczne jest międzynarodowe humanitarne rozwiązanie problemu uchodźców, którzy już do nas dotarli.
Tymczasem, w sytuacji gdy solidarność europejska jest nam tak bardzo potrzebna, konfliktujemy się coraz bardziej z Unią. Pomijam już to, jak niesolidarnie zachowaliśmy się przed kilkoma laty w stosunku do Włoch czy Grecji, nie godząc się na przyjęcie nawet kilku tysięcy imigrantów, gdy kraje te zmagały się z falą uchodźców przepływających Morze Śródziemne.
Sytuacja na wschodniej granicy jest trudnym testem sprawności i powagi państwa polskiego, skuteczności jego dyplomacji, jego międzynarodowej pozycji. Ale sytuacja ta, jak każda kryzysowa, jest też testem dla polskiego społeczeństwa, w tym dla polskiego Kościoła.
Organizacje humanitarne zostały wyrzucone z pasa objętego stanem wyjątkowym. Opozycja nie bardzo wie, co ma zrobić, zresztą od pewnego czasu zajmuje się wyłącznie sobą.
Hierarchowie kościelni, z zasady tak aktywnie wypowiadający się w sprawach polityki i zawsze, niejako z urzędu, w sprawach moralnych, dziś milczą. Okazuje się, że moralne przywództwo polskiego Kościoła znajduje się dziś gdzie indziej. Jeszcze przed wprowadzeniem stanu wyjątkowego próbował do uwięzionych na granicy uchodźców dotrzeć ks. Wojciech Lemański. Siostra Chmielewska na wiadomość o zmarłych przy granicy z głodu i wycieńczenia imigrantach napisała na Facebooku: „Jedni nie pomogli, bo nie chcieli, inni, bo im nie dano szansy. Boże, wybacz nam”. Nic podobnego z ust żadnego biskupa nie padło.
I znów na łamach lewicowego tygodnika przypomnę słowa Ewangelii według św. Mateusza (Mt 25,31-46): „Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie (…). Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili. I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego”.
Post Test na wschodniej granicy pojawił się poraz pierwszy w Przegląd.