2020 rok był kolejnym trudnym rokiem dla kibiców Lecha Poznań, którzy po euforii związanej z awansem do Ligi Europy szybko zostali sprowadzeni na ziemię. W mijających 12 miesiącach ponownie nie brakowało złych meczów, smutnych chwil, przykrych porażek i bolesnych momentów, które zostaną w pamięci na bardzo długo.
Jak co roku pod koniec grudnia przypominamy zarówno dobre jak i złe chwile. W dwuczęściowym materiale zaczynamy dziś od najgorszych Lechowych momentów w 2020 roku. Co najbardziej utkwiło w pamięci i co trudno będzie kibicom wymazać z głowy? O tym więcej poniżej.
Nieszczęsne karne
Lech po wyjazdach do Głogowa i 3 razy na Podkarpacie wrócił w końcu do Poznania, gdzie o finał Pucharu Polski grał z obrońcą trofeum Lechią Gdańsk. Przed tym spotkaniem dosłownie wszystko przemawiało za Lechem. Poznaniacy znajdowali się w wysokiej formie, byli zdecydowanym faworytem, zwykle regularnie ogrywali Lechię u siebie, a wcześniej w lutym oddając ponad 40 strzałów wręcz zmiażdżyli tego przeciwnika.
8 lipca poznaniacy przeważali, prowadzili grę aż w 62 minucie po dośrodkowaniu z lewej strony do siatki trafił Paixao. Lech wyrównał 3 minuty później, w samej końcówce strzelił nawet gola na 2:1, ale zdobył go ze spalonego. W dogrywce Kolejorz przeważał, atakował, jednak nie dał rady wbić zwycięskiej bramki. Doszło do karnych w których Lech prowadził aż do decydującej jedenastki podszedł Filip Marchwiński.
Nonszalancko grający zawodnik podszedł do karnego na luzie, lekceważąco, podał piłkę do bramkarza psując wszystko co wypracowali inni lechici. Później z 11 metrów nie trafili jeszcze Dani Ramirez oraz Kamil Jóźwiak, Kolejorz przegrał karne z Lechią Gdańsk, przegrał mecz w którym miał bardzo dużą przewagę i znów nie zdobył żadnego trofeum. Drużyna się zmieniła, problemy pozostały, Lech Poznań znów nie wygrał ważnego meczu. Na dodatek poważnej kontuzji doznał jeszcze Mickey van der Hart, który na boisko nie wrócił aż do dziś.
3 stracone gole w 93 minucie
Kibice Lecha Poznań w ostatnich latach widzieli i przeżyli bardzo dużo, ale nie coś takiego jak minionej jesieni. W ubiegłym sezonie ligowym Kolejorz po 81 minucie gry stracił jedynie 1 gola i 2 punkty we Wrocławiu. Teraz tylko jesienią po 81 minucie stracił aż 7 bramek oraz 8 cennych punktów. Był okres w którym Kolejorz w 3 kolejnych spotkaniach stracił gola w 93 minucie gry. Tak był w meczu w Warszawie, z Rakowem oraz ze Standardem. Lech w meczach z Legią i w Liege prowadził 1:0 a jednak poległ rezultatem 1:2. Z kolei w starciu z Rakowem z wyniku 0:2 umiał wyjść na 3:2, ale w ostatniej akcji spotkania stracił gola. Bramka zdobyta przez Szelągowskiego przeszła do historii, rezerwowy napastnik Rakowa pokonał kilkadziesiąt metrów, mimo napierania przez paru lechitów wszystkich wymanewrował, nikt nie umiał go sfaulować co skończyło się frajersko straconym golem i bardzo bolesnym remisem 3:3.
Grudniowy dramat zapowiadający nieudany 2021 rok
To co zrobił Lech w grudniu aż nie mieści się w głowie. W 4 meczach przegrał 3 razy, 3 razy u siebie i nie strzelił w tych spotkaniach żadnej bramki. Kolejorz w 3 kolejnych meczach ligowych ugrał raptem 1 oczko. Z Pogonią poległ 0:4 co było najwyższą domową porażką Lecha od lata 2004 roku. W grudniu Kolejorz miał dogonić czołówkę, dogonić podium, a tymczasem spadł na 9. miejsce tracąc teraz do podium aż 11 punktów! W ostatnich latach 10 latach lechici mając taką stratę po 14 kolejkach oczywiście nikogo nie dogonili, nie awansowali do europejskich pucharów, choć przykładowo w sezonie 2015/2016 liga składała się z 37 a nie z 30 kolejek jak teraz. Prawdopodobnie właśnie w grudniu Kolejorz przegrał sezon 2020/2021, przegrał puchary latem i jednocześnie cały 2021 rok, który może uratować tylko zdobyty Puchar Polski.
> Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat) <