Porównanie uchwalonego w minionym tygodniu zakazu hodowli zwierząt na futra oraz eksportu mięsa pochodzącego z uboju rytualnego do metod stosowanych po zakończeniu II wojny światowej nie jest niestety na wyrost. Rzecz jasna, obecnej władzy daleko do komunistycznej dyktatury i stosowanych przez nią okrutnych i bezwzględnych metod. Niezwykle podobna jest niestety forma, w jakiej zdecydowano się rozprawić z zatrudniającą ponad 40 tys. pracowników branżą hodowców.
Uwagę zwraca przede wszystkim ekspresowe tempo prac, które przebiło nawet prace nad zmianami w sądownictwie. Od momentu rzucenia pomysłu przez prezesa PiS wspólnie z reprezentującym Forum Młodych PiS Michałem Moskalem aż do uchwalenia odpowiedniej ustawy minął nieco ponad tydzień. Najbardziej skandaliczne było zaś to, że przedstawicieli branży przedstawiono jako krwawych sadystów, zarabiających na krzywdzie zwierzątek i odmówiono im prawa do obrony. W tle prac sejmowych rezonowała zaś posłuszna rządowi machina medialna, ukazująca hodowców jako mających niejasne powiązania i prowadzących biznes z pogwałceniem zasad humanitaryzmu. Całokształt tych działań przypominał swego rodzaju sąd kapturowy, w którym wyrok znany był jeszcze przed rozpoczęciem procesu. Po raz ostatni tak szeroko zakrojona akcja przeciwko jednej z branż miała miejsce 10 lat temu, gdy ówczesny premier Donald Tusk zapoczątkował wojnę z dopalaczami. Ustawa zakazująca obrotu nimi również w sposób błyskawiczny przemknęła przez obie izby parlamentu i stała się podstawą do zmasowanej akcji policji przeciwko handlarzom. Atak na dopalacze niósł ze sobą zdecydowanie mniejszy ładunek kontrowersji, ponieważ dotyczył handlu środkami szkodliwymi, powodującymi w niektórych przypadkach nawet poważne powikłania lub śmierć. W przypadku hodowli zwierząt futerkowych trudno jednak mówić o jakiejkolwiek krzywdzie, ponieważ rzecz dotyczy istot pozbawionych rozumu. Hodowla i zabijanie zwierząt to prawo przynależne człowiekowi i choć nieliczne przypadki dręczenia mogą wzbudzać oburzenie, nie mogą się nigdy stać podstawą do wprowadzenia trwałego zakazu trzymania zwierząt na uwięzi.
Ustawa uderzająca w branżę hodowlaną musi teraz zostać zaakceptowana przez Senat i podpisana przez prezydenta, który zasygnalizował, że może ją zawetować. Niewykluczone więc, że ostatecznie szkodliwe przepisy nie zostaną wprowadzone w życie. Nawet jeśli tak się stanie i tak nie uda się już nigdy zatrzeć fatalnego wrażenia, jakie zrobiły wydarzenia z poprzedniego tygodnia. Grom na hodowców i powiązane z nimi branże spadł niczym z jasnego nieba. Co prawda formacja Jarosława Kaczyńskiego już kilku lat nosiła się z zamiarem wprowadzenia tego typu regulacji, lecz mimo wszystko cały temat nie zdołał nigdy zawędrować w postaci gotowego projektu pod obrady Sejmu. Wydawało się wręcz, że tego rodzaju osobista fanaberia prezesa Kaczyńskiego nie ma realnych szans na to, aby zostać kiedykolwiek uchwalona. Nieoczekiwanie jednak w połowie września Prawo i Sprawiedliwość przeszło w ekspresowym tempie od słów do czynów i dokonało zamachu na legalnie i od dawna funkcjonującą branżę. Koszty takiego zabiegu będą wykraczały daleko poza samą tylko upadłość dziesiątek ferm i konieczność zwolnienia z pracy nawet czterdziestu tysięcy osób. Podpisanie wyroku śmierci na jedną z branż tworzy bowiem niebezpieczną sytuację dla wszystkich przedsiębiorców. Skoro pretekst do dokonanego rozboju miał podstawy wyłącznie ideologiczne, to równie dobrze już niedługo analogiczna krzywda może spotkać praktycznie każdą branżę. Prezes Kaczyński decydując się na tak radykalny krok, przyjął jeden z postulatów skrajnej lewicy, która w ostatnim czasie coraz częściej domaga się nawet zakazu produkcji mięsa czy nawet produktów mlecznych. Nie sposób sobie oczywiście wyobrazić, aby partia Kaczyńskiego miała wkrótce przejąć od lewicy wszystkie postulaty i zlikwidować połowę branż całego rolnictwa. Rzecz jednak w tym, że decyzją Sejmu złamano co najmniej kilka kardynalnych zasad dobrego stanowienia prawa, z naciskiem na te, które są szczególnie ważne dla przedsiębiorców. Co najmniej od czasów Rzymian wiadomo, że prawo musi być przede wszystkim przewidywalne, a o spełnienie tego kryterium niezwykle trudno w sytuacji, gdy władza decyduje się na ekspresowe tempo prac. Zamach na generującą znaczne przychody z eksportu branżę może być przez obecną władzę tłumaczony na dziesiątki różnych sposobów, lecz w praktyce sprowadza się do zniszczenia życia setkom przedsiębiorców, którym na dodatek nie wypłaci się żadnych odszkodowań za poniesione straty. Z ich punktu widzenia państwo występuje właśnie w roli bezmyślnego destruktora, który nie mając żadnych względów na ich dobro decyduje się wprowadzić bezsensowne przepisy. Takie potraktowanie przedsiębiorców przyczyni się do spadku zaufania do stanowiących prawo na wiele lat, choćby ze względu na to, że nie zdecydowano się na żadne konsultacje z przedstawicielami branży.
Nagonce, jaką posłuszne władzy media rozpętały w ostatnich dniach przeciwko hodowcom towarzyszyły nadto liczne oskarżenia kwestionujące zasadność prowadzenia biznesu. Właściciele byli przedstawiani jako pazerni prywaciarze, dla których liczy się tylko zysk. Po raz pierwszy od wielu lat wybrzmiała w ten sposób retoryka wrogości wobec przedsiębiorców i sektora prywatnego jako takiego. Szczucie przeciwko prywaciarzom to jednak dla Prawa i Sprawiedliwości stąpanie po bardzo kruchym lodzie. Należy przecież pamiętać, że za sprawą koronawirusa światowa gospodarka, w tym także polska, weszła w okres ostrej recesji. Dane makroekonomiczne są coraz mniej optymistyczne i wiadomo już, że w najbliższych latach czeka nas bardzo wymagający okres zawirowań. Świadoma i dokonana na własne życzenie akcja likwidacji całej branży, zapewniającej utrzymanie od 15 do nawet 40 tys. osób to działanie wręcz bandyckie, uderzające w żywotne polskie interesy. Byłoby z pewnością bardzo dobrze, gdyby polska gospodarka była zdolna do generowania tysięcy miejsc pracy w bardziej zaawansowanych sektorach gospodarki, lecz na ten moment jednym z naszych filarów jest rolnictwo. Przeprowadzona z zimną krwią akcja likwidacji jednej z branż to wręcz gospodarczy sabotaż, a z pewnością czyn wołający o pomstę do nieba. Atak na hodowców już dziś poczynił szkody, które wybiegają daleko poza same rządy Prawa i Sprawiedliwości. Osoby związane z „dobrą zmianą” próbują bagatelizować problem i przekonywać, że branża futrzarska oraz hodowcy bydła na ubój rytualny i tak eksportowali coraz mniej lub masowo zawieszali swoją działalność. Państwo polskie wystąpiło w roli, w której po przemianach politycznych 1989 r. teoretycznie miało już nie występować. Postawienie przedsiębiorców pod pręgierzem i ekspresowe wykonanie wyroku bez możliwości obrony to wydarzenie bez precedensu w najnowszej historii Polski.
Artykuł Nieodwracalne szkody pochodzi z serwisu GF24.pl.