Pani ambasador Georgette Mosbacher nie pierwszy raz przekracza granicę i zachowuje się nie jak dyplomata, ale jak karbowy lub, używając nieco bardziej współczesnego języka, nadzorca. Poucza, upomina, strofuje, nagradza i karze, grozi i łaje. O ile jednak jej wcześniejsze wybryki można było jeszcze usprawiedliwić nadmiernym i nazbyt ostentacyjnym zabieganiem o amerykańskie interesy (kto silniejszemu zabroni), to jej ostatni wyczyn (trudno innymi słowami określić skandaliczny wywiad dla wp.pl) wymaga reakcji stanowczej i zdecydowanej.