Nie wiem co dało mi większego raka, lektura notki, czy komentarzy.
Teksty o "ostatnim wspieraniu sędziowskim Brazylii w 2002" mogę potraktować wyłącznie politowaniem, zapytać co koledzy myśleli o traktowaniu Brazylii na innych turniejach z wyszczególnieniem 2014. To jak wrażenia i światopogląd potrafią wykrzywić wspomnienia, jest zjawiskiem jednocześnie pięknym i niezwykłym, jak i okazjonalnie godnym politowania.
Ale reprezentacja Hiszpanii jako istota nadrzędna nad maluczkimi, to historia która już uszami mi wychodzi i sprawia że chce mi się wymiotować.
To na swój sposób fascynujące - możesz regularnie zawodzić, dawać d... tak że polska reprezentacja się tego nie powstydzi, ostatnie 3 turnieje to historia hańby "wielkiej Hiszpanii". Nie jeden, nie dwa. Trzy turnieje na przestrzeni 6 lat. Wydawałoby się wystarczająco by wyrobić sobie opinię. Ale gdzie tam.
Wystarczy że Asensio wyjdą 2 błyskotliwe strzały z dystansu w meczu drugiej kategorii, zamieniając wyrównany mecz z Chorwacją w pogrom, i już to że Hiszpanie w najmocniejszym składzie męczyli się niemiłosiernie z potęgami Maroka i Iranu idzie w zapomnienie.
mamy więc mało reprezentatywny wynik półtowarzyskiego meczu, w którym Chorwaci wyszli na boisko, owszem, z Modriciem i Rakiticiem, ale mając też piłkarzy w pierwszym składzie którzy oglądali mundial zza telewizorów. W kompletnie nowo zestawionej linii obrony, gdzie Vrsajko musiał popuścić mecz w 20 minucie z i całej obrony finału mundialowego został tylko Vida. Z Jakimś Santnim, piłkarzem klasy Teodorczyka, miast Mandżukicia w ataku.
Gdyby Jeszcze Hiszpanie rzeczywiście zdruzgotali Chorwatów czym innym niż wynikiem. patrzę w xG - 1,9 do 0,67. Wskazując na wyraźną przewagę Hiszpanów, ale bynajmniej nie deklasację.
Bo i takiej nie było. Hiszpanie byli zwyczajnie, dla odmiany, mega skuteczni. Niemal wszystkie dobre okazje, i kilka gorszych zamienili na bramki. Gole Asensio, to są strzały które wpadają średnio 1-2 na 100 prób. A to one złamały Chorwatów i ustawiły mecz.
Może dlatego mina Lucho wręcz przepraszała za wynik - on przynajmniej jest świadomy, iż ta reprezentacja nie jest aż tak mocna.
Piszę to z perspektywy... fana Hiszpańskiej piłki. Klubowej. obserwuje co się dzieje w Realu, w Barcelonie, w Atletico. I powiedzmy sobie szczerze, nie rządzą tam Hiszpanie. Kluczowi piłkarze, to gracze zagraniczni. W Atletico Słowacki bramkarz i Urugwajski obrońca(do których niedawno dołączył hiszpański -hehe- napastnik). Barcelona - Argentyński geniusz, Urugwajski napastnik, Brazylijski pomocnik, do niedawna drugi Brazylijski geniusz(nie Paulinho xD), Niemiecki bramkarz. W zasadzie tylko Alba z Hiszpanów jest piłkarzem wyróżniającym się, a nawet powołania nie dostał. No, jest jeszcze Busquets. W Realu Hiszpanie grają, ale są to role drugoplanowe przy liderach - ton nadają pomocnicy z Chorwacji, Niemiec i Brazylii, Isco w kolejności do gry jest dopiero czwarty. Asensio wdarł się przebojem do ataku, dzięki odejściu Cristiano Ronaldo - a i tak wypadał na razie najsłabiej przy popisach Bale'a i Benzemy. Nacho to w ogóle jest, bardzo zacny, ale rezerwowy. Zostają wyłącznie Sergio Ramos i Dani Carvajal.
Znaczy, Hiszpańska piłka klubowa Hiszpanami nie stoi. I słusznie, bo już dawno oddałaby swoją dominującą pozycję. A Hiszpańska reprezentacja raczej wróciła do znanego powiedzenia "grają jak nigdy, przegrywają jak zawsze" - co znakomicie podsumowuje tę ich rolę wiecznych papierowych faworytów, będących rzekomo 200 lat przed całym światem.
Najzabawniejsze że jak to Hiszpanom po wygranym mundialu zdarzały się kompromitujące wpadki, we wrześniu 2010 przegrali z Argentyną 1-4, w listopadzie przegrali z Portugalią 0-4, to słusznie traktowano je jako wypadki przy pracy. Al ten jeden mecz "jest częścią większej całości". Ta dobre sobie.