Ten raport zadziwił. Teoretycznie najlepsi fachowcy w kraju a przemyślenia na poziomie przeciętnego kibica przed telewizorem. Teraz już nikt z tzw. ekspertów nie może zarzucać Polakom, że nie znają się na piłce. Owszem, znają się podobnie jak i trenerzy reprezentacji.
Sprawozdanie okazało się wizerunkową wtopą dla PZPN. Jasne, władze związku mogą i pewnie będą argumentować, że to sztab szkoleniowy jest autorem komentowanego "dzieła"i nic im do niego. Jednak gdy cofniemy się do konferencji i wywiadów bezpośrednio po blamażu to pamiętamy, jak z każdej strony zasypywani byliśmy zapewnieniami o wielkiej uwadze, z jaką podejdzie się do wnikliwej analizy mundialu. Obejrzyjmy np. pożegnalną konferencję trenera Nawałki z początku lipca, podczas której pan Boniek poinformował, że Adam Nawałka będzie trenerem do końca miesiąca. Przecież w lipcu sztab trenerski nie miał typowych obowiązków jak chociaż obserwacja zawodników. Więc co panowie mogli robić w lipcu? Mogli rzetelnie przyłożyć się do analizy porażki. Cóż, pytanie czy rzeczywiście szczytem ich możliwości jest jedynie taki raport czy po prostu nie podeszli profesjonalnie do obowiązków.
Sprawozdaniu można zarzucić oczywiście wiele pod kątem merytorycznym ale na naganę zasługuje sama forma. Nie rozumiem jak można było oddać dokument w takim wydaniu. Ok, przyjmuje argument, że pisali go trenerzy a nie poloniści, dziennikarze. Ale kurcze, na miejscu autora poprosiłbym o pomoc kogoś kto poprawiłby błędy interpunkcyjne, poustawiał czcionki, marginesy itp., żeby choć wizualnie miało to ręce i nogi. Przecież to jest raport z mistrzostw świata Reprezentacji Polski.
Samemu związkowi zaś, można zarzucić przede wszystkim tolerancję tej byle jakości. Nietrafiony jest również termin publikacji. Temat mundialu można było zamknąć wraz z ostatnim dniem pracy Adama Nawałki.
Nie trafiają do mnie argumenty samego prezesa, który twierdzi, że raport nie podoba się jedynie frustratom, nieszczęśnikom i hejterom. Nie obrażajmy kibiców.