– Jak przyszedłem do VfB Friedrichshafen po ekipie z Wrocławia z I ligi, to zderzyłem się trochę ze ścianą w Berlinie (śmiech). Poziom treningu, zaangażowania, profesjonalizmu oraz podejścia do wszystkiego to coś niesamowitego. To górna półka. Nie wiem, czy kiedykolwiek miałem coś takiego – powiedział Strefie Siatkówki Jan Fornal, przyjmujący Berlin Recycling Volleys.
Aluron CMC Warta Zawiercie oraz Berlin Recycling Volleys w bieżący weekend rozgrywają ze sobą mecze kontrolne. Przed pierwszą, piątkową (30.08) potyczką odbyła się oficjalna prezentacja ekipy z Zawiercia. Jurajscy Rycerze prowadzili w starciu 2:0, ale w kolejnych dwóch odsłonach przegrali po grze na przewagi. W tie-breaku górą byli mistrzowie Niemiec. Szczegółowa relacja z tego meczu znajduje się tutaj.
Krzysztof Sarna (Strefa Siatkówki): Rozpocząłeś sparing z Wartą w pierwszej szóstce. Wróciłeś na końcówkę spotkania. Przegrywanie w meczu 0:2 i zwycięstwo po grze na przewagi w trzeciej i czwartej odsłonie, a następnie w tie-breaku to chyba coś niesamowitego, mimo że to tylko sparing, prawda?
Jan Fornal: – Tak. Szczególnie kiedy grasz przeciwko Warcie Zawiercie, która w przyszłym sezonie będzie bardzo mocna. Powiedziałbym nawet, że ma szansę zdobyć mistrzostwo Polski. Fajnie, że ekipa z Zawiercia potraktowała nas poważnie i wyszła na mecz pierwszym składem. Nadchodzący sezon dla tych zawodników będzie bardzo dobry przede wszystkim z perspektywy zagrywki. Zagrywają niesamowicie. Każdy z graczy potrafi kontrolować serwis, posyłając piłki z prędkością 115, 120 km/h. Wiedzieliśmy o tym. Śmiałem się i rozmawiałem o tym przed meczem z Adasiem Kowalskim, żeby tylko Jurij Gladyr nie zagrał asa do linii, bo potrafi. W meczu zagrał mi do linii asa (śmiech). Pod tym względem było ciężko. Jednak było bardzo fajnie, pojawiło się wielu kibiców. Ceremonia otwarcia to coś bardzo fajnego. Dla nas super sprawą jest zagrać z Wartą Zawiercie. Fajnie, że się zgodzili i że możemy rozegrać dwa sparingi.
Jak ci się mieszka w Niemczech?
– Dobrze. Nie jest źle. Jestem bardzo zadowolony. Jest dobra organizacja, klub i profesjonalizm. Mam fajne, duże mieszkanie oraz wszystko na miejscu. Mieszkam trzy minuty od hali, od siłowni i siedziby klubu. Nie mam na co narzekać. Wszystko pięknie działa.
Czy twoim marzeniem bądź celem było zagrać w lidze zagranicznej?
– Nie miałem tego w ogóle na myśli. Rok temu pojawiła się propozycja z VfB Friedrichshafen i fajnie, że się udało. Miałem dość przyzwoity sezon w tym klubie. Końcówka rozgrywek była bardzo dobra, zwłaszcza finały, w których prawie że wygraliśmy z Berlin Recycling Volleys. Zabrakło tak naprawdę ciut do wygrania ligi. Klub ze stolicy się odezwał i nawet się nie zastanawiałem. Podjąłem decyzję w ciągu dwóch minut. Nie ma co ukrywać, że finansowo zaproponowano mnie bardzo korzystną ofertę. Mam również możliwość grania. Nie jestem w tym miejscu zawodnikiem odstawionym, który ma tylko stać w kwadracie. W sparingu z Wartą wyszedłem w pierwszej szóstce. Mamy fajnych zawodników. Oczywiście znam swoje miejsce i wiem, że będę w tym zespole bardziej do pomocy trenerowi. Zdaję sobie sprawę, że w niektórych momentach będę musiał wejść na boisko i pomóc drużynie. To na pewno mocni zawodnicy i bardziej doświadczeni ode mnie.
Twój klub nieprzerwanie od 2016 roku jest mistrzem Niemiec. O celach nie ma zatem co mówić, prawda?
– Zgadza się. Nie ma co mówić. Fajnie, że nie ma w tym zespole presji na wynik. To na pewno trzeba wziąć pod uwagę. Mamy fajną atmosferę. Nie ma czegoś takiego, że musimy wygrywać. Każdy wie, jaki w tym klubie jest cel – trzeba wygrać ligę. Jedno drobne potknięcie z każdą drużyną na pewno będzie sensacją. Najważniejsze jest to, że jest fajna atmosfera, również wokół drużyny oraz że dobrze i fajnie się trenuje. Nic dodać, nic ująć.
Kiedy pewnego razu z Gwardią Wrocław przyjechałeś do Będzina, pytałem cię o różnicę pomiędzy PlusLigą, a I ligą. Teraz zapytam, czy dostrzegasz znaczne różnice w treningach pomiędzy Polską a Niemcami?
– Jak przyszedłem do VfB Friedrichshafen po ekipie z Wrocławia z I ligi, to zderzyłem się trochę ze ścianą w Berlinie (śmiech). Poziom treningu, zaangażowania, profesjonalizmu oraz podejścia do wszystkiego to coś niesamowitego. To górna półka. Nie wiem, czy kiedykolwiek miałem coś takiego. Grałem w wielu klubach, chociażby z Warszawy. Widziałem niektóre treningi. Rozmawiałem z bratem, który gra w Jastrzębskim Węglu. Podejście do zawodnika, nie skupia się tylko na aspektach technicznych, ale również na zdrowotnych, jak chociażby mobilizacji bioder. Tego wszystkiego, co jest dla nas bardzo ważne. Jest dużo rotacji, obwodów i koordynacji. Teraz jest na to czas, bo są przygotowania. Później zacznie się Liga Mistrzów, Puchar Niemiec, niedługo zaczynamy grać o Superpuchar Niemiec oraz ligę niemiecką. Na to teraz jest czas. Z perspektywy tego, co zrobiliśmy w ostatnich dwóch miesiącach – to zaowocuje.
Przed tobą trzeci sezon w Lidze Mistrzów. Czy towarzyszą ci szczególne emocje?
– Tak. Na pewno cieszę się z tego, że jest Liga Mistrzów. Mamy fajną grupę i na pewno wrócę do Warszawy (śmiech). Spędziłem w Projekcie dwa lata i mam dobre wspomnienia. Z pewnością celem jest, żeby przejść ćwierćfinał, bo Berlin zawsze odstaje na tym etapie. W ostatnim sezonie zespół ze stolicy przegrał z Itasem Trentino, to w sezonie 2021/2022 również mu uległ. Na pewno chcemy przełamać tę barierę i mam nadzieję, że to się uda.
Powiedziałeś o meczu z Projektem Warszawa. Na pewno mocno zacierasz ręce na to spotkanie.
– Tak. Projekt Warszawa w tym roku będzie bardzo mocnym zespołem. To już nie ta sama drużyna sprzed 6-7 lat. Ciągle robi się tam dobre transfery. Na pewno będzie to dobra ekipa. Zobaczymy, co przyniesie czas i sam mecz. Kiedy rozmawialiśmy z trenerem Joelem Banksem, powiedział, że drużyna ze stolicy Polski będzie najmocniejsza w całej grupie.
Przywykłeś już do pracy w obcym języku?
– Tak. Nie mam z tym żadnego problemu. Tak naprawdę to angielski czasami już mi się myli. Niekiedy bywa tak, że wracam do domu do dziewczyny i mówię po angielsku (śmiech). Czasami dzwonią do mnie rodzice i myli mi się angielski z polskim. Adaś Kowalski siedzi w tym zespole szósty rok i czasami również zapomina, jak mówi się po polsku. Traci ten swój język (śmiech). Jestem zadowolony. Dla mnie to również fajna sprawa, bo mamy mnóstwo Amerykanów w drużynie. Mogę rozmawiać z nimi po angielsku. Dla mnie to kolejne lekcje.
Jak wiele ofert otrzymałeś po ostatnim sezonie?
– Pojawiły się oferty z PlusLigi. Zainteresowanie wyraził klub z Katowic i były rozmowy. Była także kwestia MKS-u Będzin, który na tamten czas miał awansować czy też Czarnych Radom. Tak naprawdę nie wiem, czy chciałem wracać do Polski. Chciałem zostać, bo naprawdę dobrze czuje się za granicą. Nie spodziewałem się, że będzie tak fajnie.
Co sobie myślisz, kiedy patrzysz na swojego brata, który w tak młodym wieku osiąga takie sukcesy?
– Myślę sobie, że też chciałbym tam być (śmiech). Bardzo się z tego cieszę. Mam dobry kontakt z Tomkiem. Pamiętam, że płakałem z emocji, kiedy zdobył srebrny medal igrzysk olimpijskich. Wiem, że dużo go to kosztowało. Zdaje sobie sprawę, że był bardzo zmotywowany i ciężko pracował. Obstawiam, że jeżeli pojedzie, a na pewno pojedzie na igrzyska olimpijskie do Los Angeles za cztery lata, to zdobędzie złoto. Mogę postawić na to każde pieniądze, bo wiem, jak mu na tym zależy. Nie ma dla niego limitów i to jest dla mnie najważniejsze.
Zobacz również:
Doczekali się! W Zawierciu powstanie hala z prawdziwego zdarzenia
Artykuł Jan Fornal: Otrzymałem liczne oferty z PlusLigi, ale za granicą jest mi bardzo dobrze pochodzi z serwisu Strefa Siatkówki - Mocny Serwis.