Kronikarz wielkiej zmiany
Edward Redliński – (ur. 1 maja 1940 r. we Frampolu w woj. lubelskim, zm. 30 czerwca 2024 r.) autor powieści, scenarzysta i dramatopisarz, reporter. Zaczynał jako reporter w „Gazecie Białostockiej”. W latach 1981-1991 mieszkał w Nowym Jorku, gdzie posmakował emigranckiego chleba. Jego najbardziej znane powieści to „Awans”, „Konopielka”, „Nikiformy” (zbiór krótkich form), „Szczuropolacy”, „Krfotok”, „Transformejszen”. Na podstawie jego powieści i scenariuszy nakręcono „150 na godzinę”, „Awans”, „Konopielkę”, „Szczęśliwego Nowego Jorku”, „Requiem”.
Dwukrotny laureat Nagrody Dziennikarskiej im. Juliana Bruna, trzykrotny – Nagrody im. Stanisława Piętaka. Zdobył także Nagrodę Fundacji im. Kościelskich (1974), Nagrodę Literacką im. Wiesława Kazaneckiego (2003) oraz Nagrodę im. Jarosława Iwaszkiewicza za całokształt twórczości (2006).
Pisał lirycznie, a potem publicystycznie, łapczywie. Po „Transformejszen”, w roku 2004, w rozmowie na łamach PRZEGLĄDU z Ewą Likowską, trochę z tego powodu się kajał. – Na promocji „Krfotoku” publicznie przyrzekłem, że koniec z publicystyką – mówił. – Że wracam do tego, co lubię: liryki, metafizyki, innych wymiarów, UKF! Ale cóż… Widać, jestem nieuleczalnie wrażliwy na ciśnienie społeczne.
A po chwili z tego kajania nie zostawało nic, przechodził do ataku. – Któż ma rozpruwać stare mity, szukać prawdy i tworzyć… nowe mity – oby prawdziwsze – jak nie pisarze? – pytał. – Wszędzie dezorientacja! Pogoda dla demagogów! Z mitów – w mity, z fałszu – w fałsz! Mit Papieża, mit Solidarności, mit stanu wojennego, dwa mity – czarny i różowy – Polski Ludowej. We wspomnieniach jednego z najwybitniejszych bohaterów podziemia i Solidarności – dziś wielkiego autorytetu – przeczytałem parę lat temu, że gdyby w 1980 r. nie doszło do powstania Solidarności, żylibyśmy dziś w Polsce o wiele sprawiedliwszej i bogatszej, niż żyjemy. Czy nie warto by podyskutować nad taką „herezją”? Dla przewietrzenia głów? Oczywiście, warto. Warto, ale czy można? Nie! Zadziobią!
Taki był. Z genialnym zmysłem reportera, który ma słuch społeczny i słuch do ludzi. I z genialnym piórem, którym potrafił oddać piękno Taplar, tych z „Konopielki”, i brzydotę nowojorskiego „subwaya”, w którym mieszkali „Szczuropolacy”.
Z wyczuciem momentu historycznego – gdy pokazywał odchodzącą do historii starą wioskę, z jej wierzeniami, wspólnotowością, albo sprywatyzowany PGR i apostołów nowoczesności. Jedni i drudzy mają tak samo poukładane w głowach, tylko zapełnionych czym innym. Albo gusłami, albo wiarą w moc postępu. Jedni i drudzy jednakowo prości.
Jego powieści to uchwycony moment zmiany.
„Konopielka”? Do żyjących od stuleci swoim rytmem Taplar przyjeżdża delegacja i przywozi zapowiedź elektryfikacji, melioracji, nauki pisania i czytania. I po co? Po co naruszać coś, co przez stulecia trwało? Jakże znajomo brzmią tamte dyskusje. Między tym, co jest, a tym, co nadchodzi.
„Towarzysz z powiatu powiada: na szkle rozkwitającego sie kraju wasze Taplary przedstawiajo sie jak wioska okropnie zacofanna. Zacofanna! (…) Tak dalej być nie może, obywatele! I sie patrzy nam po oczach, a my nic, cicho, nie wiadomo czego chce, czekamy, co dalej.
Aż Domin pytajo spod ściany: Zacofanna, to dobrze czy kiepsko?
(…) On aż głowo zakręcił i nuż o tym zacofaniu, co to, że zacofanna wioska, to taka dzie głod, smrod i zabobony. To nas ruszyło: Jak wam tu śmierdzi, krzyczo Szymon Kuśtyk zza plecow, to wolna droga, nikt was tu nie zapraszał, nikt nie trzyma!”.
Post Edward Redliński: nasze transformejszen pojawił się poraz pierwszy w Przegląd.