Podzielę się taką oto nieco masochistyczną refleksją i nietypowym w tejże dyskusji stanowiskiem, iż Legia w ogóle powinna mieć zabronione fetowanie zwycięstwa w tym sezonie na jakimkolwiek stadionie, po tym co się stało po ostatnim meczu sezonu zeszłego przy ul. Łazienkowskiej 3. Najlepsze - ale tak naprawdę, to nie wiadomo - jest to, że byłem na tamtym meczu, a nie pamiętam z kim grała Legia i jaki był wynik, nie pamiętam żadnej jednej akcji, pamiętam jedynie co się wydarzyło po zakończeniu spotkania, a następnie potwierdzeniu, iż Jagiellonii nie udało się strzelić zwycięskiej bramki w Białymstoku. Otóż najpierw wyszła na murawę banda kiboli, niejako - jak rozumiem - wierchuszka, która miała na to przyzwolenie, żeby uściskać piłkarzy. Następnie wybiegło ze dwóch, którzy - najwyraźniej - przyzwolenia nie mieli. Ci zostali przez tych pierwszych schwytani na oczach pełnego stadionu i skarceni w okolicach pola karnego jak na filmie o samowolce w wojsku. Policja? Nie widziałem. Porządkowi? Przyglądali się jakby oglądali jedną z tych nudnych akcji ligowych kopaczy, choć w tym przypadku wszystko działo się dosyć szybko. Pamiętam również, że na środku stała też jakaś taka wielka nadmuchana kula (na wysokość sięgająca mniej więcej poprzeczki), a przy niej hostessy. Chłopcy postanowili, że pograją sobie wspomnianą kulą w piłkę i zaczęli ją kopać w kierunku bramki. Trafili hostessę w twarz, przewróciła się, chyba widziałem krew, choć dziś nie jestem pewien. W każdym razie orzekliśmy z małżonką i zakomunikowaliśmy synom, iż wychodzimy. Nie czekaliśmy na wręczenie medali ani żeby podziękować udekorowanym piłkarzom. Coś we mnie pękło i do dziś się nie zagoiło. Ciekawe jest to, że - jak mi się wydaje - o sprawie było stosunkowo cicho i dosyć szybko zamieciono ją pod dywan.